wtorek, 21 października 2008

...a po co to wszystko??...

miało być o tym i o tamtym, zewsząd i znikąd, tu i ówdzie, przed i po, a nawet w trakcie...ale jakoś ostatnio nie mam na to czasu...nie dość, że pada, że zimno, że nic mi się nie chcę-a podobno muszę (kiedy ja kurwa NIC NIE MUSZĘ:P)-, że mam to wszystko głęboko tu i tam... żeby to wszystko dało mi tak bardzo odległy i wydawać by się mogło nieosiągalny SPOKÓJ...bo ja mam wyjebane, najnormalniej w świecie na wszystko...jak się człowieczek czymś przejmuje, to go głowa boli, źle się czuje, włosy mu z głowy wypadają, paznokcie się łamią, jest smutny, blady, ma wory pod oczami, a na domiar złego potrafi płakać z nadmiaru "wszystkiego i niczego"....więc ja się grzecznie pytam po co to wszystko?? Czy nie łatwiej byłoby brać przykład z tych, którzy się nie starają, a mają?? Albo z tych, którzy olewają wszystko dookoła i wychodzą z założenia, że co ma być to będzie?? Przecież jak mogłoby być pięknie, gdyby nie denerwowało nas kompletnie NIC...woda na poranną kawę, która potrafi się gotować nie wiadomo ile...ciuchy, których jest tyle, a i tak nie wiadomo w co się ubrać...żule pod bramą, którzy każdego ranka witają "jesienną bryzą" przy każdym wydechu...
...i ten czas... ...którego jest zawsze za mało na to by się w ogóle wyspać, nie wspominając już o innych porannych czynnościach...
Można by przecież na wszystko narzekać, ale po raz kolejny pytam "a po co"...czy nie lepiej mieć na wszystko olewkę??...ja z tą myślą, że nic mnie już nie denerwuje zaczynam kolejny dzień i jest przesympatycznie:) hehe polecam taktyki mistrza relaksacji, lepiej olać niż się denerwować:) pozdro:D

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ta "Mechaniczna Pomarańcza" jest niesamowita :D i dzięki temu cały post stał się paralelnie paraboliczny :P