Wspominałam w przedostatnim poście o "czarnych uszach", których nie mogłam tu zamieścić gdyż miałam drobne problemy techniczne ze swoim blogiem, komputerem i nie wiem czym jeszcze, ale wszystko zostało przeze mnie naprawione, ogarnięte i mogę dalej działać:) Ogarnęło mnie z tego powodu przeogromne szczęście, bo jedną z wielu moich zasad jest dotrzymywanie danego słowa, a możliwość jednocześnie sprawienia -oczywiście w jakimś tam stopniu- czytelnikom/słuchaczom przyjemności, powoduje we mnie spotęgowanie radości i płynącej z tego dla mnie również przyjemności:D Pod pojęciem zawartym w temacie kryje się nie tylko muzyka określana "czarną", ale jak dla mnie wszystkie kawałki, które wywierają wpływ na cały nasz organizm, powodując poruszenie obecnych w nim zmysłów:) Złożoną budowę zmysłu słuchu, od którego u większości zaczyna się wstępna penetracja fal dźwiękowych/akustycznych, pozostawię na wykład z medycyny (choć nie ukrywam, że studiując kierunek medyczny korci mnie czasem zaszczepić w Was nutkę zainteresowania złożonością funkcjonowania organizmu Waszego:P). Przyznam się szczerze i bez bicia, że gdyby nie Panna Cookie, która zdradziła mi nurtującą tajemnicę -za co jej z całego serduszka dziękuję- , nie miałabym tak ułatwionego dostępu do tego co chciałam wam przekazać:) Więc do sedna:) Wszyscy, którzy mnie znają mniej lub bardziej :), z pewnością wiedzą, że kocham muzykę w każdym wydaniu!! Niedawno odkryłam dzięki Panu R. (niech jego tożsamość pozostanie dla wszystkich tajemnicą), że nawet country jest przyjemnym do posłuchania i wychilloutowania się gatunkiem muzycznym (dlatego Panu R. też dziękuję:)). Niektórych może zdziwić, że "fanka" mocnych baunsowych brzmień zarzuci teraz czymś z innej beki, ale wytłumaczę to tak...Muzyka -jak już kiedyś pisałam- jest tak jakby moją przyjaciółką, która jest przy mnie w tych złych i dobrych chwilach, i nigdy się z nią nie rozstaję. Przez ten element w moim życiu mogę wyrażać siebie i swoje emocje, a to z pewnością powoduje złożoność gatunków w jakich gustuję. Jaram się ostatnio przeróżnymi kawałkami, dlatego podziele się tym z Wami, a pewnie każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli nie uda mi się tego dzisiaj w 100% urzeczywistnić to z czasem będzie następowało uzupełnianie biblioteki:) Koniec gadania, można słuchać i nie tylko:):P
Barclay Crenshaw, twórca tegoż kawałka, znany pod pseudonimem Claude Vonstroke, dorastał na przedmieściach Cleveland i Detroit. W muzyce zakochał się słuchając audycji „Electrifying Mojo's Midnight Funk Association” na antenie lokalnego radia w Detroit. Artysta i pasjonat muzyki elektronicznej czerpał inspirację z mixtape’ów sprowadzonych z UK, z gatunku drum’n’bass. Sławę labelowi przyniósł z pewnością jego singiel „The Whistler / Who's Afraid Of Detroit?”, który prezentując mroczny, undergroundowy charakter, zawładnął klubowiczami na całym świecie. Kolejny singiel, „Disco Kryptonite / Bake Me Dome Tonight”, również potwierdził talent Crenshawa, a późniejsze nagranie „Deep Throat” tylko umocniło jego pozycję. Co ciekawe – Claude Vonstroke jest artystą poważanym zarówno na światowej scenie, jak i na tej undergroundowej. Tym samym zalicza się do nielicznego grona artystów, dla których tradycja i honor są rzeczami najważniejszymi.SIDO - podejrzewam, że nie muszę przedstawiać, ale na wszelki wypadek...Paul Würdig - to niemiecki raper i twórca muzyki hip-hop w Niemczech. Jego pseudo artystyczne SIDO- Super Intelligentes Drogen Opfer znaczy Super Inteligentna Ofiara Narkotyków. Pierwszy jego album pt. "Maske" zagościł na liście Top Ten dzięki promującym go singlom "Mein Block" i "Fuffies im Club". Cechą charakterystyczną SIDO jest maska. Nie wielu Polaków lubi język niemiecki, a co dopiero niemieckich raperów...no cóż gusta i guściki, ja jestem za:D
W kawałku tym -jak nie trudno zauważyć- gościnnie pojawili się Kanye West, Lykke Li (chociaż ledwo ją słychać) oraz jedna z bohaterek tegorocznego Open'era - Santigold. Wideo promuje bardzo ciekawy krążek "The Spirit of Apollo" - N.A.S.A , który całkiem słusznie narobił sporego zamieszania w "świecie muzyki". Połączenie klasycznego hip-hopu, ducha brazylijskiego funku i muzyki miejskiej, a na deser fascynacje brzmieniami elektroniki, alternatywnego rocka i popu, co w efekcie daje niesamowicie eklektyczna całość. Są tu kawałki dosłownie rozsadzające głośniki ("N.A.S.A. Music", "Strange Enough", "Gifted", Whachadoin?" czy zamykający album, ukryty "Electric Flowers"), po ktorych jeszcze długi czas ciarki będą wam chodziły po plecach, a palce same sięgały po pilota od wieży, aby wcisnąć "repeat". (Ale to tylko moje zdanie:P)
Ciężko jest znaleźć mi jakiekolwiek info odnośnie tego artysty, jedyne co wiem, to że gra dobrą muzę:) Pop, dance, rnb, canadian i dance:) Osobiście polecam:)
Jej nie musze przedstawiać:) Beyonce, moja ulubiona piosenkarka-that's all:D:P
Dj Jazzy Jeff od najmłodszych lat zainteresował się parą gramofonów i mikserem. Jako dziewięcioletni chłopak jeździł rowerem po osiedlowych prywatkach i podpatrywał grających na nich dj-ów. Podziwiał władzę jaką posiadali, kontrolując bawiących się ludzi tylko za pomocą płyt. Następny krok był jasno sprecyzowany – chciał do nich dołączyć. Nie musiał czekać bardzo długo, bo już po roku dane mu było spróbować swoich sił za konsoletą. Jego znakiem rozpoznawczym, o ile można to tak nazwać, był brak popełniania błędów. Jeśli już jakieś mu się zdarzały, to bardzo rzadko. Do perfekcji opanował on technikę zwaną „precision percussive scratching”, co w wolnym tłumaczeniu można przedstawić jako doskonały timing i zachowanie konkretnej tonacji podczas skreczowania. Osoby zorientowane w temacie wiedzą, że wypracowanie tej umiejętności jest wyjątkowo trudne. Dużym atutem Jeffa było to, iż swoją wiedzę odnośnie muzyki, z powodzeniem mógł przenieść do prezentowanych tricków. Była to znajomość tematów modulowania wysokości dźwięku (ang. pitch alternation) , budowania rytmu oraz struktury rozmaitych akordów. Ten sprytny zabieg umożliwił młodemu chłopakowi piąć się w górę i opracowywać nowatorskie sztuczki, których pozostali mogli mu tylko zazdrościć. Dzięki temu, można słuchać takich kawałków jak ten, ale proponuję zagłębić się w te klimaty....:D
Nie wiem, czy jakby tak dalej poszło to bym dzisiaj skończyła, a nie ukrywam, że jest tego jeszcze "troszkę"... niestety i tak narazie nie mam możliwości odtworzenia wszystkiego co chciałabym wam pokazać, ale jak narazie wywiązałam się z danego słowa:)
Z racji tego, że zapałki połamały się już na mych powiekach, idę w kimę bo jutro ciężki uczelniano- pracowity dzień, a energii z 4 godzin snu raczej nie wyrzeźbię, dlatego jak zawsze...
Peace & Love
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz